poniedziałek, 30 listopada 2009

Muzyka: Jimmy Scott: Sycamore Trees

Jimmy Scott. Wokalista, jazzman. 74 lata, gra i koncertuje cały czas...i właściwie na tym bym mógł skończyć, bo jeśli ktoś jest w tym wieku, a potrafi jeszcze wykrzesać z siebie siły na koncertowanie, jeżdżenie po świecie, do takiej Polski na końcu świata, to musi być człowiekiem wielkim, i duszą i ciałem. Wielkim. Nie skończę, pociągnę to dalej, bo warto.
Właśnie przeczytałem. Niedźwiecki twierdzi, że to "zasuszony krasnoludek". Tak, zgadzam się całkowicie, to właśnie zasuszony krasnoludek, ale ten głos...
Dziadzia Scotta można pomylić z kobietą, jak przykład autora wskazuje, zresztą nie tylko autor mylił się w tym względzie. No nic, nieważne, nie w tym rzecz.
Sycamore Trees utwór, który wbija w podłogę, jest tam i Portishead i wysublimowanie drgania amerykańskiego jazzu z lat 60-tych. Jest przede wszystkim głos Scotta, strasznie przypominający Tracy Chapman i właśnie Beth Gibbons z "Show". Zresztą "Show" słychać w tym utworze jak żaden inny, który znam. Niewątpliwie na stałe zagości w liście ulubionych utworów.

Smutne, ale piękne i przejmujące.


Posłuchać można tu: http://tiny.pl/hxj5s

a tak już ad marginem, coś mi się wydaje, że zakoleguję się z Jimmym i będzie tutaj stałym gościem.

1 komentarz: