niedziela, 8 listopada 2009

fotografia - cz.2


Kiedy myślę o samej sztuce (sic!) fotografowania czasem czuję się jak jakiś dinozaur, relikt przeszłości, a przecież wiek na to w żaden sposób nie wskazuje ;) Chyba jednak popieram starą szkołę fotografii, która nad piękno powstałego zdjęcia przedkłada wspominane już świadome działanie fotografa.
Sam będąc bardzo początkującym fotografem za bardzo nie interesowałem się technicznymi aspektami aparatu. Ogniskowa, przysłona, dobieranie czasu - to była dla mnie abstrakcja. Ba, w ogóle jej nie było, były jakieś cyferki na obiektywie, którymi się kręciło ni do ładu, ni do składu, mając wielkie przeświadczenie, że owy wspaniały obraz przed oczami, owy niesamowity klimat zdjęcia uda się uchwycić. Marzenia. Fakt, kilka zdjęć z kliszy mi się podobało (jeśli w ogóle nie prześwietliłem czy niedoświetliłem przynajmniej połowy zdjęć), ciągle uważam niektóre za całkiem dobre (raczej ładne), ale mając teraz świadomość ówczesnej nieświadomości traktuję je bardziej jako zabawę dla samej zabawy niż rzeczywiste fotografowanie mające jakiś cel. Cóż,
najlepsza nauka rodzi się na błędach.


Z czasem zacząłem rozumieć, że jednak aby zdjęcie wyszło dobre trzeba je odpowiednio naświetlać, vide czas, przysłona, odpowiedni film etc. no i się zaczęło...
Wiedza się poszerzała, szafa sprzętowa także: Zenit 11, powiększalnik walizkowy made by ZSRR (nazwy nie pomnę), Krokus 3, Praktica B200, pierwsze filtry, światłomierze i lampy błyskowe, sprzęt do ciemni, robiłem coraz więcej zdjęć, byłem coraz bardziej zadowolony. Cięcie. Studia, wyjazd, Kraków, drogie filmy, ciemnia pozostała w domu, nauka, jakoś to wszystko się rozeszło...
Rozpisałem się, a miało być o starej szkole i dinozaurach...jeszcze będzie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz