poniedziałek, 3 maja 2010

Pogrzeb Pary Prezydenckiej

Pogrzeb Pary Prezydenckiej

Jakaś swego rodzaju reporterska (i nie tylko) ciekawość pchnęła mnie w stronę drzwi. Z drugiej strony bliskość centrum aż się prosiła, żeby na własne oczy zobaczyć czym Kraków stał się tego dnia. Nie chodziło o złożenie hołdu, ostatnie pożegnanie, raczej o zwykłe zaciekawienie. Choć i mnie ta cała sytuacja mocno zszokowała.

13 z groszami, pora wyjść, słońce, cholernie ciepło, gorąco, nastrój jakiś taki festynowy, ale nieco bardziej spokojny. Sienna. Ludzie tu, ludzie tam, samochodów prawie zero, wszechobecny tłum gdzieś się powoli przemieszcza, chciałby na Rynek oczywiście, ale nie, nie da rady, wszystkie dojścia obstawione pokaźną grupą policjantów. Mikołajska. Każdy gdzieś tam przez czyjeś ramię z wysiłkiem i skupieniem spoziera w stronę Rynku, a tam nic, spokój, nic się nie dzieje. Martwa cisza. Fala przelewa się ulicą św. Tomasza, ale to też nic nie daje, gdzieś flagi, mnóstwo aparatów, i znów - spokój. Nie ma sensu, wycof w stronę Plant, może chociaż da się usiąść na ławce...
Planty przy Siennej zamknięte, no to w stronę Wawelu. W każdą stronę ludzie, ludzie i jeszcze ludzie. Na Gertrudy wojskowe Hummery mające przewozić trumny pary prezydenckiej, robią wrażenie, nie nie trumny, wozy, kawał odpicowanej stali. Cała długość Gertrudy oblepiona taśmą policyjną, co kilka metrów stoi policjant broniąc dostępu na Planty, eh. Ale ok przechytrzyliśmy policję i już na Plantach, a skoro tam, to w stronę Grodzkiej. Na Grodzkiej ludzie zalani słońcem, kryją się pod czym mogą, gazetami, bluzami, zasłaniają głowy rękami. Każdy przy barierce lub pod murami starego Arsenału, widać na twarzach znużenie, krzywe miny, ale wszyscy chcą w końcu doczekać przejścia konduktu - no właśnie, jakby chcieli powiedzieć "no niech ten kondukt już idzie, chcę to zobaczyć i spadać stąd". Ciche rozmowy, czytanie darmowych egzemplarzy Rzepy i Wybiórczej i niezmiennie - spokój. Nie ma nastroju święta państwowego, nie ma nastroju żałoby ani smutku czy rozpaczy, raczej zainteresowania, zaintrygowania "ciekawe jak to będzie wyglądać ?".

No to czekamy, słońce, pali niemiłosiernie, co kilka chwil sprawdzanie cienia - ooo już coraz bliżej i bliżej i bliżej. W końcu jest. Teraz dla odmiany robi się chłodno, wiatr wychładza momentalnie. Gęsia skórka. Msza, tępe patrzenie na ludzi przez ponad 2 godziny...cholera, czemu nie sprawdziłem ile ma trwać ?
Borowcy, grupy policjantów zmieniający kolegów, radiowóz policyjny, pewnie z jakimiś oficerami przejeżdża to w jedną, to w drugą stronę.
Koniec mszy, teraz przemówienie i kolejne i jeszcze następne, no ale w końcu ruszają. Każdy wychyla się za barierki, no, czemu jeszcze ich nie widać !? Znów czekanie, znów spokój, ale już nieco bardziej podniecony niż wcześniej, już wszyscy wiedzą, że to zaledwie za chwilę.

Nareszcie, idą, ale co kilka minut cały kondukt się zatrzymuje na kilka chwil. Gdzieś od strony Rynku słychać oklaski. Kilku fotografów, daleko za nimi księża, biskupi, kompanie honorowe wojsk lądowych, lotnictwa, marynarki, orkiestra, jadą Hummery z działami artyleryjskimi na lawetach trumny, oklaski, ułani z wieńcami, rodzina, znajomi, politycy, goście z zagranicy (choć nie wszyscy), na końcu Prezydent miasta i rektorzy uczelni. Koniec. Ludzie w ciszy powoli znikają w przejściach w stronę Stradomskiej, pojedyncze osoby kierują się w stronę Placu Wszystkich Świętych - no to ja też, a co. 
Nie wiem czy wszyscy spodziewali się, że tak to będzie wyglądać, po ich minach raczej wątpię, ale też jak można spodziewać się czegoś, co zdarza się pierwszy raz w życiu ? I ciągle ten spokój, bez nastroju wzniosłości, po prostu czysty spokój. 

Słyszałem ostatnio ironiczne głosy, że wszyscy stali z aparatami w ręku zamiast pogrążeni w smutku i żałobie klęczeć na chodniku i modlić się pokornie czekając na kondukt. Każdy robi, co mu dyktuje sumienie, zresztą Polacy dość się nasmucili przez ten tydzień.






















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz